Białka 11/12 lipca 2015 (okraszona wstępem z saunowania na początek lata)
Istnieją ludzie, którym sauna kojarzy się jedynie ze Skandynawią zimą i próbą doprowadzenia temperatury ciała do normalności. Jest dość duża grupa takich, którzy już przy pierwszych chłodach zaczynają hartować swoje ciało między innymi pobytami w saunie. Są także tacy, dla których sauna jest dobra na wszytko i delektują się odpoczynkiem w temperaturze w okolicach 100 stopni kiedy tylko czas na to pozwala. No i jestem ja... znajomi mówią, że mam porąbany termostat... ale przecież nie o sobie zamierzałam pisać.
Kiedy początek lipca rozpieszczał nas temperaturami w okolicach 30 stopni znalazła się wśród saunującej braci grupka zapaleńców, dla których i ta temperatura była delikatnie mówiąc za niska. Odpoczywaliśmy w pięknym saunarium „Sommer Residence” w Kuniowie na Opolszczyźnie. Tam dogrzewani podczas seansów saunowych, chłodząc się w zewnętrznym basenie i wystawiając ciała na muśnięcia słońca pomalutku nabieraliśmy kolorów powiedzmy wakacyjnych. Ale i to jak dla mnie było mało... Kolejne dni wiązały się z odwiedzinami w niemieckich „Kristall saunatherme” w Ludwigsfelde (notabene godny polecenia ośrodek), oraz maleńkim saunarium z cudowną ziemną sauną przy Aquarium w Schwedt. Muszę powiedzieć, że choć seanse mocno dogrzewające nie bardzo jest co podczas naparzania pooglądać, ani posłuchać - tylko podczas jednego seansu pojawiła się jakakolwiek muzyka. Tamtejsi saunamistrzowie nie przemęczają się na co dzień: helikopter przy pierwszym i drugim polaniu przy trzecim spadochron ewentualnie wachlarz... Także to mi było mało... szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę nagły spadek temperatur w okolice 20 stopni w dzień...
W takich sytuacjach (kiedy w ciągu dnia zaczynają marznąć stopy) zaczyna człowiek wracać na noc do miejsc sprawdzonych, do ciepłych spojrzeń i jeszcze cieplejszej atmosfery, do gorących seansów muzyki i pokazów kunsztu saunamistrzów. Takim miejscem i czasem są od zawsze dla mnie noce saunowe w Białce Tatrzańskiej. To moja pierwsza saunowa miłość (a jak mówią stara miłość nie rdzewieje i do niej się zawsze wraca). Kiedy czytam Góralska noc saunowa moja wyobraźnia podsuwa mi tysiące pomysłów jakimi za każdym razem zaskakuje Ekipa Saunarium.... co tym razem?
Godzina 21.30 recepcja. Już widzę znajome twarze. Pani Agnieszka jak zwykle z profesjonalnym uśmiechem na twarzy wydaje nam paski do szafek jeszcze tylko chwila formalności i będzie można zanurzyć się w tej wyjątkowej atmosferze... choć światła jeszcze zaświecone i ludzie pomalutku zaczynają się zbierać już udziela się nam góralski humor. Okazuje się że tym razem będzie wyjątkowo kameralnie niewiele ponad 40 osób. Nowe twarze i starzy bywalcy zbierają się przy barze, gdzie już pojawiają się welcome drinki... co tam pojawiają się ... nad całym barem czuwa Asia oczywiście w góralskim stroju i z góralskim humorem (prawie nas po łapach musiała bić... każdy już chciał spróbować czym tym razem nas uraczy na powitanie)... gdzieś za plecami przemykają Przemek i Piotrek – niosą jakieś wielgachne deski... uciekają na zewnątrz... Marcin pojawia się to tu, to tam... wszyscy się witają. U nas mówią: „pańskie oko konia tuczy” – nie mogło na nocy zabraknąć kierownika saunarium. Pani Monika dogląda ostatnich przygotowań... czas jakby zwalnia, myśli się uspokajają i w takim nastroju wybija godzina 22... no to startujemy. Marcin przywitał zebranych i w miarę po polsku albo w góralskiej gwarze (w sumie na jedno wychodzi) przedstawił plan Góralskiej (nie wiem już której, bo tyle ich było) Nocy Saunowej. Na trzy wypijamy powitalny kielonek cytrynówki, który jest bardzo smaczną zapowiedzią rozgrzewających seansów.
22.30 Ruska Bania – Ujek Stasek wito – pierwszy seans w wykonaniu Marcina i Przemka rozgrzał nas i rozbawił prawie do łez. Woda lała się w mniej więcej tych samych proporcjach na piec i na nas. Nie było końca przekomarzaniom i góralskim żartom. „Gaździna” podpierając się laską wywijała ręcznikiem jak młoda ;) a „Gazda” jak to gazda właził, wyłaził, wodę donosił,... gazdował i nieźle grzał. Seans dla niektórych niewprawionych był aż za gorący i wychodzili przy drugim albo trzecim polaniu. Dla mnie w sam raz na początek... Ledwie się człowiek schłodzić zdążył i zanurzył w basenie, ledwie pierwsze krople z fontanny zaczęły masować zmęczone całym tygodniem plecy, a tu zaczynają dolatywać tak smaczne zapachy, tak kusząco zapraszające, że wzmaga się burczenie w brzuchach i wśród zebranych pojawia się jakoweś poruszenie... Golonka w kapuście, oscypki, kiszone ogórki chleb ze smalcem sałatka... gdzie to wszystko w sobie zmieścić? Oczami to by człowiek jadł i jadł, niekończący się ślinotok można na szczęście przepłukać owocowym bezalkoholowym ponczem. I z rozkoszą w ustach, rozsiadłszy się wygodnie, albo rozłożywszy na leżaku (co niektórzy uczynili) zasnąć by się chciało... Za barem już teraz Asia z Anią – rozmawiamy, żartujemy, człowiek czuje się jak w domu, jak u swoich.
Niepostrzeżenie mija godzina. Piotr zaprasza wszystkie panie do łaźni parowej, panowie udają się z Marcinem do sauny fińskiej. Tutaj czeka na nas cudownie relaksujący seans z maseczką na twarz i ciało. Po pierwszych kilku minutach – delikatnie już rozgrzane otrzymujemy maseczkę, w powietrzu zaczyna rozchodzić się cudowny słodki zapach miodu a pod palcami czuć drobinki suszonych malin. Jest ciepło i wesoło. Kobiety jak to kobiety zaczynają żarty i plotki na temat mężczyzn i nawet Piotrek daje się wciągnąć w te nasz babskie gadki. Nie bardzo wiem, co działo się na seansie u panów ale wyglądali równie zrelaksowani jak my. Jednym słowem miód-malina, było cudownie. Po seansie okazuje się, że Przemek czeka już na nas na zewnątrz z upieczonymi nad ogniem kiełbaskami, do tego oczywiście chleb ze smalcem ogórki... Jedzenie na nocach saunowych w Białce nie ma sobie równych. Wielka pochwała dla pomysłodawców i kuchni. Chyba nigdy nie wyjechałam stamtąd głodna :) Oczywiście w tak zwanym „międzyczasie” Asia częstuje nas lodowatym arbuzem. Genialne zagranie w środku lata.
Tuż po północy jesteśmy zaproszeni na kolejny seans. Ponowne krótkie przypomnienie zasad poprawnego saunowania. Ci, którym udało się widzieć pokazy na Sauna Cup słyszą znajomą zapowiedź muzyczną przed seansem. Tym razem Marcin jako Corny Śwagier z Hameryki dogrzewa nas i chłodzi równocześnie. Kryształki mentolu dają niesamowite wrażenie w połączeniu z gorącym powietrzem. Myślałam, że pooglądam tańczące ręczniki, ale mentol na to nie pozwala za to pięknie odtyka zatoki. Wyszliśmy dogrzani i zadowoleni. Spłukanie i pływanie w basenie po tym seansie doprowadza do lekkiego drżenia... nie wiadomo czy to tylko mentol, czy nam wszystkim udziela się czar tej nocy.
Przy ostatnim seansie uaktywnił się znów Przemek i znów pojawiła się cytrynówka... Można by rzec, że jeśli ktoś jeszcze do tego czasu nie czuł się „dopieszczony” przez Ekipę saunarium (☺), w tym momencie musiał się poddać. Kto tylko chciał mógł podczas seansu ponownie skosztować cytrynowego trunku, pozostali podziwiali machanie Przemka i delektowali się rozchodzącymi w powietrzu zapachami (?), chciwie zbierali w sobie ciepło świadomi, że czas ucieka, noc się kończy i trzeba będzie wrócić do chłodnej codzienności.
Dlaczego noc tak szybko mija? Pozostaje nadzieja na następną taką noc, albo jeszcze lepszą wszak każda kolejna jest bardziej dopracowana, ekipa coraz bardziej zgrana. Co przyniesie następna białczańska noc, jaki zadziwi nas temat, jaką atmosferą będziemy oddychać, czego skosztują nasze żołądki, ile ciepła i jakie zapachy zabierzemy do domu i przede wszystkim jakie pomysły uda się zrealizować i czym nas „wyjadaczy” zaskoczyć?
Autor: Magda dla poprawnesaunowanie.pl